48     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : In Direptionem


IN DIREPTIONEM

Paweł Romanowicz


Będąc w Polsce zapewne każdy, a przynajmniej większość, wsiądzie do autobusu. A to jest historia, jak to w autobusie znajdujemy Polskę.



Jak kraj długi i szeroki (czyli nas nie nazbyt imponująco), autobusy firmy PKS dowożą swych pasażerów do najodleglejszych zakątków. Spowodowane jest to łatwością dostępu pojazdu mechanicznego zwanego samochodem, do tychże odległych krańców. Jak zawsze, nie mając pieniędzy, tworzy się sieci autokarowe tam, gdzie kolej (nie wiedzieć czemu kiedyś zwana żelazną) nie dotarła w tym zmierzchłym, XXI wieku. Jako że i sposób komunikacji dosyć tani, a co najważniejsze dość rozpowszechniony i ustandaryzowany, wybieramy się w przejażdżkę po Rzeczypospolitej.

Stacja Pierwsza - Kraków
Wszyscy wsiadać, podróż rozpoczyna się. Wsiadamy na stacji autobusowej, znajdującej się obok stacji kolejowej (które tkwią tu w fałszywej symbiozie). Znajdujemy się w Centrum jednego z najpiękniejszych miast Pomrocznej. Przechodzimy obok urzędu pocztowego, położonego rzut beretem od naszego miejsca spotkania. Urząd mieści się w dosyć ładnym budyneczku, coś ni to barok, ni do ... Nie wiemy, wygląda na stare. I smutno nam, że nie przez architekturę tego budynku domyślamy się jego wieku, a poprzez spojrzenie na odrapane ściany, gdzieniegdzie filuternie ukazujące nam cegłę swego trzewia. Jako że jesteśmy patriotami, nie zwracamy uwagi na zapach moczu, który było nie było unosi się w powietrzu, aby razić nasze nozdrza swą siłą i natarczywością.
Dochodzimy powoli do miejsca startu, tylko czasem gnębieni przez innych patriotów wspierających polski przemysł winny (który po II Wojnie Światowej wyraźnie cierpi na cierpkość naszych czasów), którzy z filozoficzną mgiełką w oku, po dłuższej chwili kontemplacji (jacyż ci ludzie wstydliwi, gdy pytają nas po kilka razy z rzędu, czy mogą zadać pytanie! Czyżby duchy przeszłości, paskowo-chłopska służalczość?) pytają nas, czy nie podratowali byśmy ich w poszukiwaniu szczęścia w butelce. A może ta czerwona twarz filozofa nie czerwieni się ze wstydu? Może już taka jest. Czerwona.
Jedziemy obok Wawelu, gdzie najwidoczniejszy budynek zbudowali Austriacy podczas zaboru. Tutaj mijamy pierwszy pomnik polskości. Ciała królów i nacjonalnych gierojew. racjonalnych nie dziwi nas Polak, który z żoną postanowił pokazać dzieciom dumę narodu. Te kilkusetletnie często grobowce. Duma.
Zapomnieliśmy zauważyć kalekę, który patrząc a nie widząc zarazem siedział na obdrapanej ławce na dworcu PKS.
Jesteśmy już daleko.
Przejeżdżamy obok kościoła oraz jego przybudówek. W jednej z nich postać w czerni dominującej nad kawałkiem bieli naucza całkiem nowych ludzi, wpajając im moralność tylko o kilkaset lat przeterminowaną.
- Homoseksualizm to jest grzech? Sprzeciwia się naturze człowieka, który jest stworzony do prokreacji. (Mały Jasio zastanawia się zatem, co czyni miłość ludzką inną, potężniejszą, od miłości króliczej).
- Pornografia... Co tam jest niemoralnego? Co ona powoduje u odbiorcy, co złego? - Podniecenia - odpowiada mały Adaś, który teraz czuje się Adamem. - No właśnie - z wyraźnie triumfalnym uśmiechem wertuje odpowiedź postać w czerni. Więcej nie widzimy. "Więcej" jest zatarte.
Przez chwilę nawet jechaliśmy obok dziwnej wsi, gdzie niemiecka mafia prowadziła regularną walkę z mafią polską (jak wiadomo zasilaną mafią litewską i innymi). Polacy znajdują dwa pistolety. Niemieckiej produkcji. Nie wiemy, co dzieje się dalej, ale widzimy naokoło pola walki wieśniaków, którzy zachęceni odgłosami wystrzałów przerywają na chwilę swą pracę w polu, celem popatrzenia sobie. To są apacze.
- Co robisz?
- A, patrzę sobie tylko.
Wieśniacy zaśmiewają się do rozpuku, nie mogąc zrozumieć, czemu mafia jest taka dostojna. Można by rzec nawet... Jak to się mówi? Aha, honorowa.
Oddalamy się jednak od miejsca zdarzenia. Zabieramy ostatnich chętnych do dalszej jazdy. Przystanek Grunwald Centralny.

Stacja Druga - Społemowo
Jako się rzekło, dotarliśmy do Społemowa, skąd jednak szybko odjeżdżamy, żegnani okrzykami wiwatujących młodych ludzi, ubranych pod dyktando ostatniej mody osiedlowej. Jeden nawet próbuje dostarczyć nam jajko, które niestety (chyba przez nie wprawione do trafiania ręce) ląduje na szybie bocznej. Koledzy od jajka wracają do domu, gdzie synowie dyskutują z ojcami na temat mniejszej ilości turystów, witających w naszym gościnnym kraju.
Przejeżdżamy jednym ciągiem przez Wenecję, Ateny i inne znajomo brzmiące małe miejscowości. Nie zatrzymujemy się jednak, gdyż mina tutejszych wieśniaków wyraża lekką pogardę, albo raczej ironizm. Czujemy się jak smutny błazen. Smutno nam. Dlaczego tak... ?

Stacja Trzecia - Polszewa
Nie wiemy, gdzie jest znak PKS znany pod nazwą przystanek, gdyż czujemy się jak na morzu plantacji ziemniaczanej. W jednym tylko zaułku widzimy, jaką karierę robi sołtys, na tyle mniej głupi, że roluje swoich narodowych braci. Napawa nas to goryczą. Ale cóż możemy zrobić? Bo jak to tak zatrzymywać autobus w ruchu?! Niee... W większym miasteczku napotykamy, o dziwo!, liceum. Chyba widzimy ucznia. Odpowiada. Albo tłumaczy się. Tak. Dlaczego napisał, że "Biesy", a nie "Przedwiośnie"? Regulamin tego nie przewiduje. Klucz nie daje odpowiedzi. A statucie stoi inaczej napisane. Uczeń proszony jest o uprzejme popełnienie śmierci na sobie. Dziękuję, do widzenia.

Stacja czwarta - Koniec?
Wysiadamy z autobusu. Jako że jest ciemno, a na domiar złego otacza nas wyjątkowo mleczna mgła, siadamy na ławce. Nie. Już ktoś tam siedzi. Jakiś dziwny kaleka. Zajmuje naszą ławkę. Trudno. Gdzie my jesteśmy? Nie, to nie jest Zimna Wódka. Gdzie my jesteśmy? Kaleka na ławce chyba zasnął. Wypadło mu coś z rąk kalekich. Ktoś zapala papierosa. Coś obok ławki błysnęło. Tak, to złoty napis. Chyba tytuł książki. Wciąż nie wiemy gdzie jesteśmy, iść nam też nie wypada. A bo się zgubimy Szkoda zachodu. Szkoda Zachodu. Znów ten błysk. O, to tytuł.
"Quo vadis?"


48     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : In Direptionem