55     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : RAPORT Z WIZYTY NA STADIONIE DZIESIĘCIOLECIA


Z WIZYTY NA STADIONIE DZIESIĘCIOLECIA

Jacek " AloneMan " Marciniak


Stadion Dziesięciolecia w Warszawie wybudowano w 1955 roku. Przez pewien okres czasu odbywało się tam wiele imprez sportowych, ale później obiekt ten coraz bardziej zmieniał swoje przeznaczenie. Dziś mieści się tam największy bazar w Europie. Postanowiłem odwiedzić to miejsce, a relację z tej wizyty przekazuję poniżej.



Nie ma sensu opisywać samej drogi do Warszawy, ani tego jak spędziłem pierwsze chwile w stolicy. Bez owijania w bawełnę przejdę więc od razu do rzeczy. 2 maja bieżącego roku, około godziny 9:00, wsiadłem do tramwaju i podjechałem pod główne wejście na Stadion Dziesięciolecia. Sam środek transportu był dość zatłoczony, ale zauważyłem, że większość ludzi wysiadała na tym samym przystanku co ja. Jednak ilość osób w owym tramwaju była niczym, w porównaniu z tym co zobaczyłem po wyjściu z niego. Mym oczom ukazał się duży napis "Jarmark Europa - Centrum Handlowe", a tuż za nim rozciągał się "malowniczy" krajobraz. Konkretnie był to prawdziwy tłum, nieporównywalny właściwie z niczym. W sumie spodziewałem się tłoku, ale myślałem, że w dzień roboczy (a piątek 2 maja takowym był) przyjdzie trochę mniej osób. Tymczasem ogrom ludzi jaki zobaczyłem przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Od razu pomyślałem sobie, że Stadion Dziesięciolecia jest prawdziwym rajem dla kieszonkowców. Schowałem więc wszystko co miało jakąkolwiek wartość i ruszyłem przed siebie...

WEJŚCIE
Do głównego wejścia na stadion prowadziła dość szeroka ścieżka, wzdłuż której stały liczne stragany. Nie było tam jednak nic nadzwyczajnego - ubrania, koce, ręczniki itd. Innymi słowy, wszystko co można znaleźć na innych bazarach w całym kraju. Nawet ceny nie odbiegały zbytnio od normy. Jedyne co rzeczywiście mogło robić wrażenie to wspomniany już tłum ludzi. Trochę się zdziwiłem widząc rodziców, którzy wchodzili w ten motłoch z małymi dziećmi, a nawet wjeżdżali z wózkami. Ja bym się chyba nie odważył, ale może mieszkańcy stolicy są przyzwyczajeni do takich rzeczy. Niemniej ochoczo posuwałem się dalej, wzdłuż kolejnych stoisk z ciuchami i innymi tego typu towarami. Nie muszę chyba mówić, że bardziej interesowały mnie nielegalne rzeczy, które ponoć można kupić na Stadionie Dziesięciolecia. Nie żebym od razu chciał złożyć bombę, ale ciemna strona tego obiektu jest na pewno ciekawsza niż budki z ubraniami. Przy samym wejściu na teren stadionu zrobił się mały tłok, ale powolnym krokiem wkroczyłem na pierwszy poziom obiektu. Tym, którzy nigdy nie byli na Stadionie Dziesięciolecia, należą się chyba małe wyjaśnienia. Otóż dzieli się on na dwie strefy, z których jedna znajduje się na najwyższym punkcie stadionu, zaś druga trochę niżej. Jednak to nie wszystko, gdyż granice bazaru sięgają o wiele dalej niż sam stadion. Ten stanowi jedynie procent objętości całego "Jarmarku Europa". Pierwszy poziom niewiele różnił się od tego co widziałem już wcześniej tzn. przeważały stoiska z ubraniami. Ceny, muszę to przyznać, były dość wysokie, gdyż nie różniły się od tych, jakie spotykamy w sklepach. Nie zauważyłem też by można się było specjalnie targować. Jednak to nadal nie był ten, znany w całym kraju, wizerunek Stadionu Dziesięciolecia. Nie obchodząc wiec całej powierzchni tego poziomu, od razu udałem się na "koronę". Tak, tam rzeczywiście czuło się tą atmosferę, o jakiej raz po raz trąbi się w gazetach i telewizji.

NA KORONIE
Już na schodach siedzieli drobni handlarze z reklamówkami, w których spoczywały paczki papierosów i różne alkohole. Ja tam nie palę, a na alkohol i tak nie miałem ochoty, więc nie zagłębiałem się w ceny tych produktów. Przypadkiem tylko usłyszałem jak ktoś kupował cały "wagon" papierosów (10 paczek) i zapłacił 35 zł. To niedużo, zważywszy że cena przeciętnej paczki wynosi około 4.50 zł (wiem, bo mam znajomych palaczy). Alkohol i papierosy spotykałem także w innych częściach "korony". Zresztą rozbawiła mnie jedna rozmowa klientki (na oko 25 lat) z handlarzem. Otóż spytała się ona czy alkohol nie jest aby zatruty, a on odpowiedział "jak zatruty? Proszę pani, ja tu mam kubeczek i zaraz się napijemy". Nie wiem czy rzeczywiście wyjął ów "kubeczek", ale brzmiało to śmiesznie. Ciekawe co by było, gdyby ów jegomość każdego klienta chciał w ten sposób przekonywać, że sprzedawany alkohol jest jak najbardziej dobry?
Na najwyższym poziomie Stadionu Dziesięciolecia dominowały jednak stoiska z płytami muzycznymi i grami komputerowymi. Jeśli chodzi o te pierwsze, to przeważały raczej najnowsze hity. Pełno było popu i innego badziewia, zaś znalezienie czegoś innego wymagało trochę chodzenia. Spróbowałem trochę podejść handlujących muzyką i spytałem ich o Bułata Okudżawę (taki rosyjski pieśniarz, jakby ktoś nie wiedział). Nie znalazłem go, ale za to proponowano mi Morcheeb'ę (tak to się pisze?) czy Pink. Hmm, nie skorzystałem. Minąłem za to kilka stoisk poświęconych konkretnym gatunkom muzycznym. Tam zbiory były dość pokaźne, a ceny robiły wrażenie. Wywoławcza zawsze była 20 zł, ale gdy zaczynałem się dłużej zastanawiać, od razu proponowano mi obniżenie ceny, nieraz nawet o 5 zł. Od razu widać, że Rosjanie mają lepszą głowę do handlu niż Polacy, którzy mają stoiska na tym niższym poziomie stadionu. Poza muzyką na zwykłych płytach audio, widziałem też sporo kompaktów z mp3. Co ciekawe ich cena również wynosiła 20 zł, a przecież na jednej takiej płytce dostawało się kilka, a nieraz kilkanaście albumów. Taki wydatek na pewno się opłaca, nawet jeśli mamy świadomość, że jest to nielegalne. Jednak czytelników SS-NG zapewne bardziej od muzyki interesuje sprawa gier. Tych było sporo, a jakżeby inaczej. Pojawiały się zarówno tytuły na PC, jak i na różne konsole - począwszy od GameBoy Advance a skończywszy na Playstation 2. Wybór był spory, choć na większości stoisk gry się powtarzały. No, ale trudno żeby było inaczej, bo w końcu gier też nie powstaje aż tak dużo. A handlarze ze Stadionu Dziesięciolecia wiedzą co się sprzeda i tylko to wystawiają. Dlatego właśnie skupiają się na grach najnowszych (nawet tych jeszcze oficjalnie nie wydanych) lub ewentualnie wielkich hitach sprzed góra 2 lat. Nie uświadczyłem na żadnym stoisku "starych" (piszę w cudzysłowiu, bo dla mnie stara gra musi mieć przynajmniej 10 lat) gier np. Quake'a czy Age Of Empires.
Ceny były takie same jak w przypadku muzyki - 20 zł, z możliwością spuszczenia do 15 zł. W ogóle, handlarze z "korony" byli zupełnie inni niż ci z dołu. Miało to oczywiście swoje zalety, ale także wady.
Najbardziej drażniła mnie zbytnia nachalność "przyjaciół ze wschodu". Wystarczyło tylko, że zrobiłem zaciekawioną minę, a gość już zaczął na mnie naskakiwać "co interesuje?", "mogę spuścić z ceny", "gry na PC - może coś podać?". Dosłownie, wystarczyło tylko na sekundę zatrzymać na czymś wzrok, a już obok wyrastał jakby spod ziemi sprzedawca, gotowy zrobić wszystko aby coś "opylić".
Gry leżały poukładane na zwykłych stołach i niczym nie pozakrywane. Trochę się tym zdziwiłem, gdyż wydawało mi się to dość ryzykowne, zważywszy na możliwość wkroczenia na teren stadionu policji. Gdy tylko o tym pomyślałem, zaraz zobaczyłem niedaleko spacerujących dwóch funkcjonariuszy. Spodziewałem się, że zaraz kogoś zwiną, a cała reszta ucieknie w popłochu. A gdzie tam... Handlarze poprzykrywali cały towar jakimś materiałem, a panowie policjanci przeszli obok jak gdyby nigdy nic. Wiadomo, że handel grami czy muzyką jest nielegalny, a "smerfy" nic nie zrobiły. I na co my płacimy podatki? Ciekawe czy zareagowaliby gdyby nagle ktoś zaczął się tam bić? Wracając jednak do tematu komputerów, to obok gier sporo było też programów użytkowych. Bez problemu można więc było kupić Windowsa XP, Office'a czy Magix Music Maker'a. Jednak zauważyłem też programy bardziej specjalistyczne m.in. dla księgowych (Norma, Księga Podatkowa), dla grafików, architektów itd. Ogólnie mówiąc wszystko co może się komuś przydać. Było tego naprawdę sporo, a żeby klient nie miał wątpliwości iż kupuje od "piratów", to na niektórych okładkach widniała piracka flaga. Pełna powaga, ale swoją drogą, to bezczelność niektórych ludzi chyba nie zna granic.
"Korona" to nie tylko alkohol, gry i muzyka. To także wiele innych rzeczy, które skierowane są do określonego odbiorcy. Było np. sporo filmów DVD i to same nowości. Na różnych stoiskach sporo było też materiałów erotycznych, a nawet hard porno. Oferowano zarówno filmy na kasetach VHS, jak i przeznaczone do odtwarzania na komputerze. Tu również sprzedawcy nie wykazali się zbytnią dbałością o oczy klientów i umieszczali wszystko na stołach. A co można było zobaczyć? Ano, na okładkach tych filmów było przedstawione wybrane sceny np. seks ze zwierzętami, zabawy sado-maso czy homoseksualizm. Żadnej cenzury - dosłownie każdy przechodzący obok musiał na to patrzeć, a pewnie wszyscy mogliby to też kupić. Wątpię w to aby któryś z owych handlarzy pytał się młodzików o dowód osobisty. I co pomyśli taki dziesięciolatek po obejrzeniu takiego filmu? Wolę tego nie komentować. Oprócz pornografii, na "koronie" widziałem m.in. sprowadzone ze wschodu lekarstwa, różne kremy, obrusy itd. Tutaj jednak, inaczej niż w "polskiej" części stadionu, ceny były dużo niższe niż w sklepach. Nie będę wymieniał konkretnie firmami, ale np. maszynki do golenia były dwa razy tańsze. Długo sobie tłumaczyłem jak taka różnica w cenie jest możliwa.

SCHODZĄC Z "KORONY"
Na "koronie" spędziłem najwięcej czasu i trudno się temu dziwić. W końcu to tam można znaleźć najciekawsze rzeczy i to tam panuje najlepszy klimat. Trudno go opisać słowami, gdyż to po prostu trzeba zobaczyć. Jednak czas mijał szybko, a ja chciałem jeszcze przynajmniej przemknąć przez inne rejony "Jarmarku Europa". Opuściłem więc sam stadion i zapędziłem się w otaczające go stragany. Tam mniej było już Polaków i Rosjan, za to co chwilę mijałem stragany Wietnamczyków, Bułgarów czy Rumunów. Stoisk z nielegalnymi płytami też było zdecydowanie mniej, przeważały zaś spodnie, buty, torebki itd.. Jednak pojawił się też pewien element, którego na samym stadionie niemal nie uświadczyłem, a mianowicie różnego rodzaju bary. Najwięcej było oczywiście tych z kuchnią orientalną, a więc wszędzie unosił się ten charakterystyczny zapach. Osobiście nie skorzystałem z propozycji kulinarnych (kto to wie co tak naprawdę podają tam do jedzenia), ale widziałem, że ludzie nawet chętnie się tam zaopatrywali. Te rejony bazaru dość znacznie różniły się od samego Stadionu Dziesięciolecia. Zamiast owalnej budowy występowały kręte uliczki, w których zresztą dość łatwo się zgubić. Jednak ponieważ nie znalazłem tam nic ciekawego, postanowiłem opuścić ten sektor targowiska. Pokręciłem się jeszcze trochę, ale szybko się ulotniłem. Zresztą, jako że było już po 13:00, handlarze też zaczynali się zwijać. Stadion "żyje" tylko do mniej więcej 15:00, a później nic tam się nie dzieje (przynajmniej jeśli chodzi o handel).

WRAŻENIA
Udałem się więc na dworzec, poczekałem trochę na pociąg i następnie pojechałem do domu. Czułem radość z faktu, iż odwiedziłem największe targowisko w Europie. Tak sobie teraz myślę, że jak ktoś będzie kiedyś próbował zamknąć "Jarmark Europa", to czeka go sporo pracy. Raz, że kupuje tam masa ludzi i chyba nie ma Warszawiaka, który przynajmniej raz by tam nie był. A dwa, wiele osób zarabia tam na życie i zamknięcie bazaru oznaczałoby dla nich katastrofę. Ciężko mi teraz powiedzieć jaka będzie przyszłość tego miejsca, bo jak wejdziemy do Unii Europejskiej, to z pewnością z Brukseli będą naciski by zlikwidować ten folklor. Tak czy tak, póki co Stadion Dziesięciolecia dalej istnieje. Uważam, że warto zobaczyć to miejsce, gdyż wrażenia są naprawdę niesamowite. Jednak zaznaczam, że nie popieram procederu uprawianego na tym bazarze. Zachęcając do wizyty, nie namawiam nikogo do kupowania pirackiego softu czy pornografii, a jedynie do obejrzenia najwiekszego targowiska w Europie. Ja sam wlasnie po to sie tam udalem i moge zareczyc, ze nie kupilem zadnych gier czy programow.


55     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : RAPORT Z WIZYTY NA STADIONIE DZIESIĘCIOLECIA